Gazeta Wyborcza" dotarła do projektu odpowiedzi Polski na wspólne stanowisko Unii Europejskiej z 20 czerwca dotyczące warunków dla polskiego rolnictwa. Na razie zaakceptowali go czterej ministrowie: rolnictwa, finansów, spraw zagranicznych i do spraw europejskich.
Jeśli chodzi o polskie stanowisko negocjacyjne, to chcemy od Unii : prawa do podwyższenia dopłat bezpośrednich dla rolników z budżetu krajowego i pieniędzy unijnych, prawa do wprowadzenia ceł na niektóre artykuły rolne i większych limitów produkcji rolnej.
Projekt – zgodnie z zaleceniem rządu – miał być gotowy na 21 września. I był,
tyle tylko, że jeszcze w poniedziałek trwało szlifowanie dokumentu. Gabinet
wbrew wcześniejszym planom we wtorek się nim nie zajmie. Stanowisko rolne
jest gotowe na takim poziomie, na jakim miało być. We wtorek raczej nie będzie
omawiane. Powinni zapoznać się z nim jeszcze inni ministrowie – powiedziała
minister ds. europejskich Danuta Hübner.
Sprawa jest skomplikowana.
Polska stara się odpowiedzieć na stanowisko Unii w sprawie warunków wejścia do
UE dla naszych rolników, ale Unia na razie żadnych konkretnych liczb nie podała.
To tylko Komisja Europejska zaproponowała krajom kandydackim 25-proc. dopłaty w
pierwszym roku członkostwa i ich stopniowy wzrost przez dziesięć lat aż do
osiągnięcia 100 proc. W naszym stanowisku nie odnosimy się więc do długości tego
okresu przejściowego, skoro oficjalnie go nie ma, ani do 25-proc. dopłat
(zamiast tego używamy sformułowania o warunkach równej konkurencji).
Ostatecznie – mimo dyplomatycznych wygibasów – z dokumentu jasno wynika, że
gotowi jesteśmy zaakceptować przejściowo niższe dopłaty bezpośrednie do
produkcji rolnej. Ale pod trzema warunkami (stopniowo wprowadzanymi, czyli jeśli
pierwszy nie wystarczy, sięgamy po następny itd.).
Polska chce
zagwarantować sobie prawo do wspierania dopłat środkami z budżetu krajowego.
Dostaliby je rolnicy, których najbardziej uderzy po kieszeni otwarcie granic –
producenci pszenicy, jęczmienia, żyta, rzepaku, tytoniu i chmielu. Strona polska
zaznacza, że możliwości takiego uzupełniania finansowego z krajowego budżetu
będą w pierwszych latach członkostwa w Unii bardzo ograniczone m.in. z powodu
konieczności współfinansowania unijnych funduszy strukturalnych, dostosowań
instytucjonalnych do norm UE i wspierania wielu sektorów gospodarczych ("plan
Kołodki").
Dlatego – zwłaszcza jeśli okaże się, że mamy płacić pełną
składkę do budżetu UE – będziemy musieli sięgnąć do drugiego sposobu wspomagania
rolników. Chodzi o zgodę na przesunięcie 60 proc. unijnych pieniędzy
przeznaczonych na rozwój wsi na podwyższenie dopłat bezpośrednich (na lata
2004-06 UE przewiduje na ten cel 2,5 mld euro).
Co jeśli takie wsparcie
nie złagodzi naszym rolnikom strat – wynikłych ze spodziewanych po wejściu do
Unii spadków cen produktów rolnych – "w wystarczającym stopniu"? Polska chce
mieć możliwość wprowadzenia "na okres przejściowy" ochrony celnej niektórych
towarów rolnych. Chodzi o zboża, przetwory zbożowe, rzepak, olej rzepakowy,
chmiel, tytoń i wyroby tytoniowe. Co roku zwiększany byłby bezcłowy kontyngent
na te towary – począwszy od poziomu, jaki byłby na dzień przed wejściem Polski
do UE.
Dokument nie przesądza o wyborze sytemu stosowania dopłat do
produkcji rolnej. W grę wchodzi system standardowy (wysokość dopłat uzależniona
jest od wielkości produkcji określonych towarów) albo uproszczony (naliczanie
subsydiów każdemu od hektara, niezależnie do rodzaju produkcji).
Do 31
czerwca 2003 r. Polska ma poinformować Brukselę, który z systemów – standardowy
czy uproszczony – zostanie przyjęty przez nasz rząd.
Polska nie zgadza
się także na przyjęcie limitów produkcji, jakie zaproponowała nam Unia. Zostały
one stworzone na podstawie danych o produkcji z lat 1995-99, a w tym okresie
mieliśmy regres w rolnictwie. Z projektu wynika, że wnosimy o podwyższenie tzw.
plonu referencyjnego dla zbóż (na jego podstawie liczy się dopłaty dla rolników
w systemie standardowym) – z 2,94 t/ha, jaki proponuje Bruksela, do 3,61 t/ha.
Jeśli nie uda się teraz Unii do tego przekonać, Polska chce sobie zagwarantować
prawo do negocjowania plonu już po wejściu do niej. Polska wnioskuje ponadto o
zwiększenie limitów produkcji skrobi ziemniaczanej z 90 tys. ton, jakie
przyznaje nam Unia, do 242 tys. ton. A to dlatego, że jesteśmy "potentatem
ziemniaczanym w Europie" (produkujemy więcej niż połowę skrobi, jaką wytwarza
się w całej Unii).
Polska nie zgadza się też na proponowane przez UE
limity mleka. W tej chwili ok. 25 proc. produkowanego u nas mleka nie trafia na
rynek, tylko jest spożywane w małych wiejskich gospodarstwach. Tego Unia,
ustalając limit, nie brała pod uwagę (w Danii takie spożycie to 0,1 proc.
produkowanego mleka). W miarę jak będą wypadać małe gospodarstwa , gwałtownie
będzie rosła liczba konsumentów chętnych do kupowania mleka w sklepach.
Przyznane przez Unię limity nie wystarczą więc na pokrycie krajowego
zapotrzebowania.
Ponadto Polska ma wystąpić o okres przejściowy (do czasu
objęcia polskich rolników pełnymi dopłatami bezpośrednimi) na utrzymanie
obecnych stawek VAT w rolnictwie. Podstawowe środki produkcji rolnej, m.in.
nawozy, pestycydy, pasze przemysłowe, ciągniki i maszyny rolnicze, mają zachować
zerową stawkę, produkty rolne nieprzetworzone i przetworzone –
3-proc.
Wzrost stawek VAT do poziomu 7 proc. na środki do produkcji i do
22 proc. na ciągniki i maszyny rolnicze – jak jest w Unii – według dokumentu
spowoduje wzrost cen produkcji.