5 lat negocjacji nie wystarczyło, aby wyjaśnić wszystkie wątpliwości dotyczące warunków przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Dosłownie trzy dni przed ostatecznym terminem sporządzenia traktatu akcesyjnego rząd podaje w wątpliwość kluczowe zapisy dokumentu, oskarżając Unię, że są sprzeczne z ustaleniami zawartymi w czasie rokowań.
Wiele wskazuje jednak na to, że wina leży po stronie polskiej – pisze na łamach "Rzeczpospolitej" korespondent dziennika w Brukseli Jędrzej Bielecki. Piętnastka – czytamy w dzienniku – powołuje się na podpisane prze obie strony stanowiska, z których wiele uzgodniono już dawno temu.
Polscy negocjatorzy takich dowodów nie są w stanie pokazać. Wygląda na to, że w ostatniej fazie rokowań, a szczególnie podczas szczytu w Kopenhadze, polskim przywódcom tak bardzo zależało na efekcie propagandowym, że zapomnieli wczytać się w szczegóły podpisanych porozumień – pisze Bielecki. Podkreśla zarazem, że okazało się także, jak słabo są zorganizowane różne grupy interesów w naszym kraju, od producentów leków po rolników i zwolenników zakazu aborcji. Dosłownie w ostatniej chwili, a właściwie po terminach, zgłaszali swoje postulaty naszym negocjatorom.
Wchodząc do Unii zarówno polskie władze, jak i polskie społeczeństwo muszą jak najszybciej nadrobić te zaległości. Inaczej jeszcze długo Polska nie będzie właściwie broniła swoich interesów we wspólnocie – pisze Jędrzej Bielecki na łamach "Rzeczpospolitej".