Pomoc Unii Europejskiej miała wzmocnić regiony słabiej rozwinięte. Jednak w Polsce pieniądze z unijnych funduszy, zamiast wyrównywać szanse, mogą zwiększyć różnice między najbogatszymi a najbiedniejszymi.
W co trzeciej polskiej gminie widać już efekty unijnej pomocy – nowe drogi, oczyszczalnie ścieków, sieci wodociągowe. Od początku lat 90. Unia wydała w Polsce około 3 mld euro. Cztery razy więcej (11,4 mld euro) chce wydać w latach 2004-2006, by dostosować nasz kraj do unijnych standardów.
Samorządy mogą z tego zdobyć 4,6 mld euro. Te, które dotąd najwięcej korzystały z funduszy pomocowych, już czekają z niemal gotowymi wnioskami. Natomiast tam, gdzie unijne pieniądze dotąd nie trafiły, bo nikt nie wiedział, jak przedrzeć się przez gąszcz skomplikowanych przepisów, samorządowcy wciąż – bezskutecznie – czekają na pomoc rządu. W rezultacie na unijnej pomocy skorzystają tylko ci, którzy już wcześniej wzbogacili się na funduszach z Brukseli.
Z unijnej pomocy: PHARE, ISPA i SAPARD skorzystało do tej pory 707 gmin. I to one, nie czekając na rządowe dyrektywy, przygotowują projekty inwestycji. W komputerowej bazie danych Ministerstwa Gospodarki jest 6 tysięcy projektów. Na ogół są to dopiero pomysły na wykorzystanie pieniędzy. Samorządy, które już dzisiaj skutecznie zdobywają pieniądze z unijnych funduszy, zawdzięczają swój sukces ludziom, którzy podjęli trud przebijania się przez brukselską biurokrację w czasach, gdy wejście Polski do UE wydawało się odległą przeszłością.
A przygotowanie projektu, to przecież nie wszystko – skomplikowana jest procedura pozwalająca dotrzeć gminom do pieniędzy z funduszy UE. Narodowy Plan Rozwoju – rządowy dokument, który określa, jak będą dzielone środki unijne zakłada, że każdy wniosek będzie musiał uzyskać akceptację nie tylko czterech komisji w urzędzie marszałkowskim województw, ale także urzędu wojewódzkiego i resortu gospodarki. Tę długą drogę najłatwiej przejdą ci, którzy już wcześniej poznali mechanizmy unijnej biurokracji. Nie ukrywają tego rządowi oficjale. Głównym celem programu PHARE było nauczenie władz samorządowych, jak zagospodarować środki unijne – mówi Witold Witkowski z Ministerstwa Gospodarki.
Odpowiedzialność za kłopoty z wykorzystaniem unijnych pieniędzy może spaść nie tylko na nie dość energiczne samorządy, ale i na rząd. W opublikowanej w Instytucie Spraw Publicznych analizie dr Tomasz Grosse, ekspert od funduszy i Jan Olbrycht, były marszałek województwa śląskiego, dowodzą, że nie jest jeszcze gotowy system informatyczny, niezbędny w rozdzielaniu unijnych pieniędzy oraz brakuje urzędników wyspecjalizowanych w problematyce funduszy. Nie ma nawet ustawy o finansowaniu samorządów, która pozwoliłaby gminom swobodnie korzystać ze swoich pieniędzy – a to jest niezbędne, by mogła dokładać do unijnych inwestycji.
Ale rządowi specjaliści nie widzą problemu. Wiceminister gospodarki Krystyna Gurbiel mówi w wywiadach, że Polsce uda się wykorzystać aż 85% unijnych funduszy. Trudno powiedzieć, skąd ten optymizm, bo taka sztuka nie udała się dotychczas żadnemu z krajów wchodzących do Unii – rekordziści w pierwszych latach zgarnęli połowę oferowanych pieniędzy. Marek Nawara, były marszałek województwa małopolskiego mówi wprost (...)będzie dobrze, jeśli ściągniemy 30%.