Holenderscy liberałowie, prawicowi populiści i większość chadeków – czyli trzon rządzącej w Hadze koalicji – nie wierzą Komisji Europejskiej, że Polska będzie gotowa do członkostwa w UE w 2004 roku. Na szali jest prestiż międzynarodowy Holandii i kryzys polityczny w Hadze. A jednym z zasadniczych argumentów jest polskie zacofane rolnictwo.
Holenderscy dyplomaci zapewniają, że na razie to scenariusz wielkiej
katastrofy jest tylko hipotetyczny. Po pierwsze, rząd w Hadze może dojść do
kompromisu ze swoją większością parlamentarną w sprawie mocniejszego nacisku na
Polskę, by wypełniła wszystkie wymagania członkostw w Unii przed 2004 r. Po
drugie, rząd może rezolucji parlamentu, która ma być przegłosowana 23
października, nie przyjąć do wiadomości i dzień później na szczycie w Brukseli
poprzeć korzystne dla Polski rekomendacje Komisji Europejskiej. Wówczas jednak
najpewniej zostanie przez parlament obalony.
Po trzecie wreszcie, zdaniem
analityków i dziennikarzy rząd Jana Petera Balkenende może się podać do dymisji,
tłumacząc parlamentowi, że nie może wziąć na siebie odpowiedzialności za wielki
europejski kryzys, jakim byłoby zawetowanie członkostwa Polski w Unii.
Pretekstem mogłyby być wówczas wewnętrzne kłopoty koalicyjnej partii Lista Pima
Fortuyna.
Jak tłumaczą analitycy, gra o Polskę ma podwójny wymiar:
wewnątrzholenderski i europejski. W Hadze nie chodzi tylko o
niezdyscyplinowanych populistów, ale i próbę sił między chadeckim szefem rządu a
współrządzącymi liberałami. W wymiarze europejskim to sygnał dla partnerów w UE,
że Holandia nie zawaha się użyć "polskiego pretekstu", by walczyć o reformę
Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) przed rozszerzeniem Piętnastki o Polskę – kraj z
dużym i zacofanym rolnictwem. Choć szansę na radykalną reformę WPR są dziś
bliskie zera, rząd holenderski uzależnia zgodę na stopniowo rosnące dopłaty
bezpośrednie dla rolników z nowych państw, w tym Polski, od decyzji o stopniowym
znoszeniu tych dopłat dla farmerów z obecnej Unii. O tym jednak Paryż nie chce
nawet słyszeć. I co gorsze dla Holendrów – dogaduje się za ich plecami z ich
dotąd największym sojusznikami w walce o reformę WPR – Berlinem. Niemcy bowiem
nie chcą dopuścić do opóźnienia rozszerzenia UE.
Bruksela zachowuje zimną
krew. Na razie nie ma powodu do paniki, że cały projekt zawali się z powodu
Holandii – mówi jeden z urzędników w Komisji. Gdybyśmy panikowali na myśl
o każdym kryzysie, dawno skończylibyśmy w szpitalu
psychiatrycznym.
Przykład Holandii pokazuje jednak, że walka o
rozszerzenie UE nie będzie w parlamentach narodowych taka łatwa. Komisja
spodziewa się kłopotów i ostrej debaty w aż pięciu krajach: Holandii, Belgii,
Francji, Włoszech i Austrii.