Zanim kupisz na wsi ziemię, by wybudować na niej tzw. dom siedliskowy, koniecznie sprawdź, jaką przeciętną powierzchnię mają gospodarstwa rolne w danej gminie!
Grunty rolne są zwykle dużo tańsze od działek budowlanych. Dlatego budowanie
na wsi domów jednorodzinnych, które formalnie nazywają się siedliskowymi, stało
się ostatnio dość popularne. Szczególnie młodzi ludzie chętnie kupują takie
działki siedliskowe, bo nie stać ich na budowlane - opowiada warszawski
pośrednik Adam Bronisz.
Do niedawna wystarczyło kupić na wsi za
niewielkie pieniądze 1,2-1,5 ha, żeby postawić dom siedliskowy. Od 11 lipca tyle
ziemi może nie wystarczyć na zrealizowanie tego typu inwestycji. Dlaczego? Bo
nowa ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym wprowadziła
ograniczenia. Zgodnie z nią, jeśli w danej gminie obowiązuje plan
zagospodarowania sprzed 1995 r., albo takiego planu nie ma wcale, pozwolenie na
budowę jest wydawane na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. Inwestor musi
jednak spełnić łącznie kilka warunków. Przede wszystkim co najmniej jedna
działka sąsiednia dostępna z tej samej drogi publicznej musi być zabudowana.
Ustawa zwalnia z tego warunku inwestora, który chce wybudować np. dom
siedliskowy, jeśli gospodarstwo rolne "związane z tą zabudową przekracza średnią
powierzchnię gospodarstwa rolnego w danej gminie". Np. w gminie Załuski na
Mazowszu, gdzie ta średnia wynosi około 7 ha, urzędnicy nie wiedzą, czy wolno im
wydać pozwolenie na budowę na jednohektarowym gospodarstwie. Całe szczęście,
że nie wpłynął jeszcze ani jeden wniosek w tej sprawie – wzdycha urzędniczka
w Załuskach. W przyszłym tygodniu spotkam się z prawnikiem. Może mi coś
podpowie?
Przecież to ograniczenie sparaliżuje budownictwo
wiejskie – denerwuje się Bronisz. Przykro mi, ale ten przepis jest
wprowadzony do ustawy celowo. Ma zapobiegać rozlewaniu się zabudowy –
wyjaśnia dyrektor departamentu mieszkalnictwa i ładu przestrzennego w
Ministerstwie Infrastruktury Elżbieta Szelińska.
Nie oznacza to, że jeśli
ktoś kupił np. 2 ha w gminie, w której średnia powierzchnia gospodarstwa rolnego
jest większa, nic już nie zbuduje na swojej ziemi. Zbuduje, jeśli na sąsiedniej
działce powstanie jakiś dom. Ponadto gminy mają uchwalać nowe plany
zagospodarowania, które będą tak szczegółowe, aby inwestorzy na ich podstawie
mogli uzyskać pozwolenie na budowę (bez decyzji o warunkach zabudowy). Dodajmy,
że jeśli stare plany (te sprzed 1995 r.) przewidują budownictwo na terenach
figurujących w ewidencji gruntów jako rolne, to mimo wygaśnięcia tych planów (w
przyszłym roku!) utrzymana zostanie możliwość ich odrolnienia, a następnie
zabudowania na podstawie decyzji o warunkach zabudowy.
Rząd zapewnia, że
opracowywanie nowych planów będzie przebiegało o wiele szybciej niż do tej pory,
bo prac nie będą paraliżowały skargi do NSA. Ustawa pozwoli na zaskarżenie
planów wyłącznie osobom mającym w tym interes prawny. W dodatku nie będzie to
skutkowało zablokowaniem wejścia w życie takiego planu.
Problem w tym,
że wiejskie gminy są na ogół biedne. Obawiam się, że uchwalanie przez nie nowych
planów zagospodarowania może się ciągnąć latami – martwi się warszawski
pośrednik, który żyje z transakcji ziemią, a - jak twierdzi – rynkowi
nieruchomości rolnych grozi teraz paraliż.
Zdaniem Bronisza
najbardziej stracą jednak sami rolnicy. Znam wielu takich, którzy parcelują
swoje grunty, a pieniądze ze sprzedaży inwestują w naukę dzieci, bo doszli do
wniosku, że na wsi nie ma dla nich perspektyw – opowiada Bronisz. – Tym,
którzy mają jeszcze parę hektarów ziemi, pozostaje tylko możliwość sprzedania
jej za grosze innym rolnikom na powiększenie gospodarstw.