Protekcjonizm w sieci nie służy krajom, które go stosują, bo ogranicza innowacje - powiedział PAP amerykański wiceminister handlu Bruce Andrews, odnosząc się do głosów w UE, by objąć firmy z USA, jak Google, twardszymi regulacjami, w tym ws. ochrony danych.
Andrews, który w ministerstwie handlu USA odpowiada za cyberbezpieczeństwo, udaje się do Rumunii i Polski w przyszłym tygodniu. Towarzyszyć mu będą przedstawiciele około 20 firm, w tym takich informatycznych gigantów, jak Hewlett Packard, IBM czy Microsoft.
Celem misji, jak tłumaczył, jest pomoc amerykańskim firmom w zwiększeniu ich obecności biznesowej w obu krajach. Jednocześnie strona amerykańska chce przedyskutować z przedstawicielami rządów kwestie bezpieczeństwa w ceberprzestrzeni, w tym sposoby lepszej ochrony przed rosnącym zagrożeniem ze strony hakerów.
"Ponieważ gospodarka cyfrowa jest globalna, wiele amerykańskich firm ma obawy, jak nowe wprowadzane poza granicami kraju przepisy w zakresie cyberbezpieczeństwa będą mieć wpływ na ich funkcjonowanie, prowadzenie działalności gospodarczej oraz rozwój nowych produktów i usług" - powiedział Andrews. Jak dodał, strona amerykańska chce upewnić się, że prowadzona przez Polskę, Rumunię czy inne kraje regionu polityka w dziedzinie bezpieczeństwa jest oparta na "najlepszych międzynarodowych standardach i praktykach".
Wybór Polski i Rumunii jako celów jego podróży - zastrzegł Andrews - nie świadczy o tym, że zdaniem USA oba kraje są mniej bezpieczne, jeśli chodzi o cyberataki. "Oba kraje są regionalnymi liderami zarówno w cyberbezpieczeństwie, jak i technologiach informatycznych, oba mają bardzo dobrze wykształconych informatyków - powiedział wiceminister. - Ale oba kraje i cały region stoją w obliczu poważnych zagrożeń w sieci, tak samo jak i my w Stanach Zjednoczonych, zarówno ze strony państw (trzecich), jak i hakerów przestępców".
Przyznał jednak, że nadmierna regulacja cyberprzestrzeni może być szkodliwa, i nie ukrywał swego krytycyzmu wobec zgłaszanych w UE pomysłów, by także działające na terenie UE firmy amerykańskie były objęte nowymi unijnymi przepisami dotyczących cyberbezpieczeństwa. Zwolennicy takiego rozwiązania przekonują, że giganci tacy, jak Amazon czy Google, powinni mieć obowiązek zgłaszania incydentów cybernetycznych organom unijnym, by lepiej chronić dane obywateli UE.
"Koncentrujemy się na tym, jak umożliwić innowacje i rozwój przedsiębiorstw. A nauczyliśmy się, że różnice standardów między Stanami Zjednoczonymi a Europą lub nadmierne regulacje nie pozwalają na rozwój innowacji" - powiedział. "Ostatnio w prasie pojawiły się różne wypowiedzi przemawiające za tym, by bardziej regulować amerykańskie firmy. Nie ma to za bardzo sensu, gdyż innowacja ma miejsce, gdy pozwolimy rynkowi działać, a firmom rozwijać się. Więc musimy upewnić się co do zgodności naszych standardów, ale zapewnić stosunkowo wolny i otwarty rynek, który pozwala na innowacje. Protekcjonizm i cyfrowy protekcjonizm nie służy krajom, które go stosują. Przynosi korzyści krótkoterminowe, ale w dłuższej perspektywie hamuje innowacje" - dodał.
Obecnie między USA i UE obowiązuje tzw. umowa Safe Harbor, zawarta między Komisją Europejską a resortem handlu USA w 2000 r. Pozwala ona ponad 4 tys. amerykańskich firm (wśród których są właśnie Apple i Google) na przetwarzanie danych handlowych i osobowych ich klientów w Europie. Safe Harbor jest porozumieniem, do którego amerykańskie firmy przystępują dobrowolnie, zobowiązując się do przestrzegania zasad postępowania z danymi. Ale wiele osób, zwłaszcza w Parlamencie Europejskim, przekonuje, że ten kod postępowania nie jest do końca przestrzegany i należałoby go wzmocnić twardszymi regulacjami.
Delegacja USA przyleci do Warszawy w środę, bezpośrednio z Rumunii, z odbywającego się w Bukareszcie szczytu na temat cyberbezpieczeństwa z udziałem przedstawicieli rządów z państw Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej. W Bukareszcie nastąpi też uroczyste otwarcie nowego, współfinansowanego przez USA centrum ds. innowacji i cyberbezpieczeństwa.
7445622
1