Duży sklep internetowy z żywnością otwiera właśnie grupa Sobiesława Zasady, sprzedaż online rozwijają sieci spożywcze Piotr i Paweł, Bomi i Leclerc. Gra jest ryzykowna, ale toczy się o wysoką stawkę - rynek spożywczy to kilkadziesiąt miliardów złotych
Sobiesław Zasada, 76-letni były kierowca fabryczny Porsche, BMW i Mercedesa-Benza, trzykrotny samochodowy mistrz Europy, zdobył pieniądze na sprzedaży aut. Teraz otwiera - jak twierdzi - "najnowocześniejszy supermarket online w Europie centralnej".
- Mamy 20 gatunków krewetek, 150 rodzajów herbaty i 10 rodzajów świeżo palonej kawy. Świeżo palonej, czyli jeśli ktoś robi zakupy we wtorek, to dostaje kawę paloną w poniedziałek. Klient będzie mógł zamówić nawet żywą ośmiornicę - zachwala Witold Ferenc, szef nowego internetowego supermarketu Frisco.pl.
Sklep, którego właścicielem jest w 80 proc. Grupa Kapitałowa Sobiesław Zasada, wystartuje na początku listopada. Na razie w Warszawie. Zasada włożył w ten interes ok. 1 mln zł. - Dajemy sobie rok, półtora, aby wejść do innych dużych miast. A wtedy będą potrzebne większe inwestycje - mówi Ferenc.
Obecnie sprzedaż jedzenia przez internet prowadzą trzy tradycyjne sieci: Leclerc (w Warszawie), Bomi (Warszawa, Trójmiasto) oraz Piotr i Paweł - gigant wśród wirtualnych supermarketów. Ta ostatnia sieć działa już w Poznaniu i okolicach, Warszawie oraz Bydgoszczy. Przed kilkoma dniami uruchomiła internetową sprzedaż we Wrocławiu. Jak to działa? Klient składa zamówienie przez witrynę WWW sklepu, a towar - zwykle za dodatkową opłatą - dowozi mu do domu kurier.
W skali kraju internetowa sprzedaż żywności to nadal tylko eksperyment, ale rynek spożywczy jest łakomym kąskiem. W ubiegłym roku 30 największych sieci handlowych w Polsce miało przychody w wysokości ok. 74 mld zł. Przechwycenie choćby procenta czy dwóch tego rynku przez handel internetowy oznaczałoby gigantyczne pieniądze.
Dla zamożnych i w niedoczasie
- Jesteśmy zadowoleni z rozwoju e-handlu. Z naszych usług korzysta co miesiąc kilka tysięcy osób. Liczba klientów rośnie co roku o 20 proc. - twierdzi Hanna Stellmaszyk, dyrektor departamentu marketingu Piotr i Paweł. Kim są klienci? - Kobiety z dziećmi przebywające w domu, ludzie starsi, ale przed wszystkim osoby w nieustannym niedoczasie. Zaoszczędzony czas mogą przeznaczyć na pobyt z rodziną lub swoje hobby - twierdzi Stellmaszyk.
Inne tradycyjne sklepy są jednak w internecie na razie tylko jedną nogą. - Teraz najważniejsza jest budowa tradycyjnej sieci dystrybucji. Handlu online dopiero się uczymy tak samo jak nasi klienci. Ale internet to przyszłość - twierdzi Elżbieta Dąbrowska z Bomi. Przyznaje jednak, że sama miałaby opory przed korzystaniem z e-sklepu. - Nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś dowoził mi szynkę. Takie rzeczy człowiek chce jednak obejrzeć.
Trójmiejski przedsiębiorca Adam Królikowski prowadzi witrynę Dodomku.pl dostarczającą do mieszkań artykuły spożywcze zamawiane przez internet (współpracuje z Bomi). - Opieramy się na kilkudziesięciu stałych klientach. To dość drogi sklep - dla ludzi, którzy przede wszystkim cenią jakość obsługi. Biznes obsługuje garstka osób - mówi.
Frisco.pl zaoferuje przede wszystkim tzw. produkty premium - zdrową żywność, jedzenie dla wegetarian, koszerne, owoce morza. Także importowane wina. Towary będą rozwozić kurierzy w firmowych mercedesach sprinterach przerobionych na chłodnie. Klient zapłaci na witrynie albo kartą kredytową przy odbiorze. Dostawa jest za darmo. Minimalne zamówienie wyniesie jednak 100 zł. - Będziemy tańsi niż sieci delikatesów, ale drożsi niż hipermarkety. Frisco to nie jest sklep dla poszukiwaczy okazji liczących każde 20 gr - mówi Ferenc.
Wlk. Brytania, czyli biznes kwitnie
Handel elektroniczny szybko w Polsce rośnie. Według organizacji Interactive Adverising Bureau w ubiegłym roku rynek ten wart był w Polsce 3,1 mld zł, prognozy na ten rok - 4,15 mld zł. Chociaż lwia część to towary sprzedawane za pośrednictwem serwisów aukcyjnych (głównie Allegro.pl), to także zwykłe sklepy internetowe radzą sobie coraz lepiej - niektóre osiągają nawet kilkudziesięciomilionowe obroty.
Problem w tym, że akurat żywność należy w Polsce do asortymentu rzadko zamawianego w internecie. Według tegorocznych badań internautów firmy ARC Rynek i Opinia zakupy spożywcze online robi niespełna 5 proc. naszych internautów (dla porównania książki kupuje prawie 53 proc., a sprzęt komputerowy - 43 proc.).
O tym, że może być inaczej, najlepiej świadczy przykład Wlk. Brytanii. Według brytyjskiego urzędu statystycznego produkty spożywcze kupuje tam online już 20 proc. dorosłych klientów. Największe na rynku "spożywczego internetu" Tesco (według firmy analitycznej ComScore ma 66 proc. rynku) w ostatnim roku finansowym sprzedało przez WWW towary za prawie miliard funtów. To o blisko 40 proc. więcej niż rok wcześniej i już kilka procent całej sprzedaży sieci w Wielkiej Brytanii. Według ComScore internauci składają na witrynie Tesco.com średnio 30 tys. zamówień dziennie za ponad 2,5 mln funtów. Internetowe ramię Tesco jest zyskowne.
Webvan.com, czyli memento
Specjaliści na inwestycje w internetowe markety w Polsce patrzą jednak ze sporym sceptycyzmem.
- Sklepy tradycyjne handlujące w internecie mają łatwiej, bo towar biorą ze swojego sklepu. Dla Frisco szansą są tylko produkty premium. Marża na nich jest wyższa, a klient mniejszą uwagę zwraca na cenę. Bo ile osób wie, czy kilogram krewetek powinien kosztować 40, czy 60 zł? - mówi Wojciech Drozd z firmy Candi Consulting doradzającej sieciom handlowym Auchan, Real czy Leclerc. - Tyle że rynek na takie artykuły jest bardzo wąski: Warszawa, Wrocław, Kraków, Poznań, Trójmiasto. Każdy, kto chce się zajmować e-handlem żywnością, powinien wpierw zapoznać się z losami sklepu Webvan.com - dodaje.
W amerykański Webvan, jeden z flagowych dotcomów epoki internetowej bańki, inwestorzy wpompowali więcej pieniędzy niż w jakikolwiek inny e-sklep (z wyjątkiem Amazon.com). Wchodząc na giełdę Nasdaq, Webvan pozyskał 375 mln dol., a w szczycie internetowej hossy 2000 r. wart był 1,2 mld dol.
Firma miała wielkie centra dystrybucyjne i flotę samochodów dostawczych. Nie była jednak w stanie zarobić na siebie i przetrwać bez potężnych zastrzyków kapitału. Gorączkowe oszczędności nie pomogły. Akcje Webvanu spadły z 30 dol. do 6 centów. Po bankructwie ponad 2 tys. pracowników firmy zostało bez pracy.
- Spółce nie pomogły badania rynku i specjaliści z McKinseya czy Boston Consulting - twierdzi Drozd. - Sklep przecenił zainteresowanie swoją ofertą. Samochody kursowały wypełnione w jednej trzeciej, a gigantyczne koszty logistyki zabiły interes.
- Webvan wyprzedził swój czas - odpowiada Witold Ferenc z Frisco.pl. - Dziś są na świecie internetowe supermarkety, które udowadniają, że na tym biznesie można dobrze zarobić. My wzorujemy się na brytyjskim Ocado.com. Do wejścia na rynek przygotowywaliśmy się przez dwa lata, przez rok robiliśmy badania. I przez ten rok liczba klientów, którzy chcą robić przez sieć zakupy żywnościowe, zwiększyła się o połowę.
Adam Królikowski (prowadzi swój e-sklep od 2002 r.) opowiada, że przez lata dużo dołożył do interesu. - Ale dziś jesteśmy firmą dochodową. Z miesiąca na miesiąc obroty się zwiększają. Zgłaszają się nawet inwestorzy. Na razie kończy się na propozycjach, bo ciężko mi rozstać się z samodzielnością, a wartość firmy ciągle rośnie - mówi.
Ma jednak też na koncie porażkę - próbę otwarcia oddziału w Poznaniu. - Żywność w internecie dobrze rokuje, ale trudno obiecać, że jeśli ktoś dziś dużo zainwestuje, to na pewno mu się powiedzie. Może okazać się, że jest jeszcze za wcześnie - mówi Królikowski.