Ptak_Waw_CTR_2024

Rozmawiamy z Tadeuszem Sabatem – prezydentem Polskiego Związku Pszczelarskiego

5 lutego 2009


Główny lekarz weterynarii – dr Janusz Związek wystąpił z propozycją, iżby z udziałem pszczelarzy za unijne pieniądze lekarze weterynarii mogli przeprowadzić na reprezentacyjnej próbie pszczół badania mające na celu ustalenie przyczyn upadków. Co na to Polski Związek Pszczelarski?

Tadeusz Sabat: - Niedawno, bo 17 stycznia minęła rocznica od naszego wystąpienia do ministra Marka Sawickiego z wnioskiem o powołanie specjalnego zespołu, który miałby zająć się problemem ginięcia pszczół także pod kątem GMO. Ten problem dostrzegli przed nami hodowcy gołębi, których ptaki po zjedzeniu kukurydzy modyfikowanej składały czcze jajka. A jeśli chodzi o ministerstwo to do dziś nie doczekaliśmy się odpowiedzi na nasze pismo, ale oczywiście jesteśmy otwarci i chętnie podejmiemy współpracę. Pszczelarze udostępnią swoje pasieki i pobiorą próbki do badań. Proszę mi uwierzyć – ruch należy teraz do ministerstwa, bo my już od dawna o taką współpracę zabiegamy.
Powiem więcej - sami zabiegamy, by także nasi naukowcy badali przyczyny padnięć. Ostatnio pani Aldona Siwczyńska z Politechniki Wrocławskiej przygotowuje pod kierunkiem prof. Mirosława Soroki pracę dyplomową poświęconą analizie produktów pszczelich, której efektem zapewne będzie także wykrycie przyczyn padnięć pszczół.
Chcę przez to powiedzieć, że nie czekamy z założonymi rękami, bo zależy nam na tym, żeby kompetentne instytucje zajęły się w pilnym trybie badaniami. Ale jednocześnie zaznaczamy, że na ten cel powinno być przeznaczone do 2 mln euro na badania jednoroczne i wieloletnie, bo sezonowe, ze względu na rangę i rozprzestrzenianie się zjawiska, nie miałoby sensu.



Czy podziela pan pogląd lekarzy weterynarii, że wirusy i pasożyty opanowały sporą liczbę uli.

Tadeusz Sabat: - Zgadzamy się, że przyczyną padnięć pszczół w 70% jest warroza, nosemoza, czy wirusy ostrego paraliżu pszczół lub zdeformowanych skrzydeł. Ale z pozostałych 30% lekarze nie potrafią się „rozliczyć”, czyli podać prawdziwej przyczyny upadków. My, pszczelarze badaniom poddaliśmy próbki z 3 tys. uli i jeśli w 2 tys. przypadków wiemy co było podstawową przyczyną padnięć to w 1 tys. – nie. Kojarzymy fakty, bowiem jeżeli w maju pan Jan Sikora, znany pszczelarz spod Opalenicy koło Poznania (ma 700 rodzin) wyjeżdża w maju na pożytek rzepakowy i ma rodziny pszczele na dwóch i pół, trzech korpusach wielkopolskich (skrzynkach z 20-30 ramkami) to świadczyć może tylko o jednym – że pszczelarz jest dobry, że pszczoły są zdrowe i jeśli rzepak nie był opryskiwany a pszczoły giną (228 rodzin) po dwóch tygodniach, to jest to tragedia. I należy się zastanowić co się dzieje. Dodam, że dla celów badawczych dostarczyliśmy cukier kupiony w różnych regionach pochodzący z różnych cukrowni, cukier służący także do dokarmiania na czas zimowli naszych pszczół, oraz rozwoju sezonowego.
Na szczęście dla nas otrzymaliśmy szczegółowe informacje z Niemiec – Badenii Wirtembegii, że u nich także w maju ubiegłego roku w ciągu tygodnia odnotowano upadki 32 tys. rodzin. Do wyrządzenia szkody przyznała się firma Bayer, wypłaciła potężne odszkodowania, bo się okazało, że źle zastosowano zaprawy nasienne zawierające imidakloprid. Dla nas sprawa jest oczywista – przyczyną wielu upadków rodzin pszczelich jest stosowanie przez polskich rolników nasion zaprawionych środkami zawierającymi imidakloprid. W związku z tym w lipcu ubiegłego roku zorganizowaliśmy dużą konferencję z udziałem lekarzy, placówek naukowo-badawczych, przedstawicieli ministerstw rolnictwa i środowiska, poświęconą właśnie temu tematowi. W tym samym czasie (maj-czerwiec 2008 r.) w Niemczech, Anglii i we Francji władze wprowadziły kategoryczny zakaz stosowania imidaklopridu w rolnictwie. Rodzi się więc pytanie – dlaczego tam się widzi zagrożenie a w Polsce nie, dlaczego tam wprowadzono „embargo” na imidaklopriod a u nas nie!?

A co na to Unia Europejska?

Tadeusz Sabat: - Bruksela już się wypowiedziała. Parlament Europejski 20 listopada ubiegłego roku przyjął rezolucję stwierdzającą, że imidakloprid jest substancją bardzo szkodliwą. Wobec powyższego PE zwrócił się do rządów państw członkowskich o wycofanie tego środka z użycia i o pomoc pszczelarzom.

zy wobec takich faktów i braku reakcji polskiego rządu pszczelarze nie powinni we własnym interesie się dogadać z plantatorami buraków, zbóż, by nie stosowali zapraw nasiennych z imidaklopridem?

Tadeusz Sabat: - Ale rzecz polega na tym, że sami rolnicy nie wiedzą czym są zaprawiane kupowane przez nich nasiona, bo dostawcy po prostu o tym nie informują. Nie mają takiego obowiązku a czasem bywa i tak, że importerzy nasion zaopatrujący rolników te fakty po prostu ukrywają. Na polskim rynku środków chemicznych istnieje dobrze prosperujący czarny rynek. Niemal każdy bazar to możliwość zakupu środków chemicznych.

Jedyny więc ratunek w rządzie – inspekcjach nasiennych i weterynaryjnych.

Tadeusz Sabat: - Tak, ale te działania muszą być poprzedzone przeprowadzeniem inwentaryzacji, która powinna ujawnić co i dlaczego było w zakresie środków ochrony roślin stosowane. My pszczelarze chcemy w tym dziele pomóc rządowi – idziemy krok dalej. Na 26 lutego br. zaprosiliśmy przedstawicieli instytutu badawczego z Niemiec, których naukowcy zbadali kilkadziesiąt tysięcy przypadków ginięcia pszczół. Niemieccy badacze w czasie swego pobytu w Polsce zorganizują dwa szkolenia – dla urzędników, lekarzy weterynarii i SGGW oraz dla pszczelarzy – z każdego regionalnego związku. Szkolenie ma być poświęcone rozpoznawaniu przyczyn ginięcia pszczół i metod ich ratowania.



I czego się pan spodziewa?

Tadeusz Sabat: - Dziś już wiemy, że nie chodzi o to by ograniczać się tylko do niedopuszczania przykładowego imidaklopridu do stosowania w rolnictwie. Idzie o to, by określić jak się wycofywać i jak chronić pszczoły przed dalszym ginięciem. Przykładowo – jeśli gdzieś siana była kukurydza, zaprawiana środkiem zwalczającym stonkę kukurydziana i teraz na to miejsce miałaby być siana gorczyca lub rzepak to chodzi o to, by takie miejsce oznakować, poinformować pszczelarzy.
Zależy nam więc na przygotowaniu wykazów pól zagrożonych, gdzie nie wolno wywozić uli na pożytek. Podobnie rzecz ma się z burakami, jeśli na tym samym polu gdzie w roku ubiegłym uprawiane były te rośliny a teraz miałyby być siane np. rzepak jary lub inne zboża. Trzeba bowiem wiedzieć, że środki zaprawowe działają przez trzy lata - tak długo rozkładają się w ziemi i mają zabójczy wpływ na pszczoły właśnie. Jeśli zatem chcemy uchronić pszczoły przed zatruciem, to powinniśmy wiedzieć co się dzieje.
Zastanawiam się przy tym nad jednym – jeśli Niemcy stwierdzili, że imidakloprid wywołuje u dzieci białaczkę, co zapewne było przyczyną wprowadzenia tam zakazu stosowania tego środka, to dlaczego nie robi tego nasze ministerstwo, nasze władze sanitarne i weterynaryjne?

A co się stało w grudniu ubiegłego roku?

Tadeusz Sabat: - W Gorlicach, Stróżach, Krynicy masowo zaczęły ginąć pszczoły. To są tereny podgórskie, gdzie nie sieje się rzepaku, ani nie uprawia buraków, czy kukurydzy. I co się okazało? Cukier służący do dokarmiania pszczół był „zatruty” właśnie związkami imidaklopridu pochodzącymi z zaprawy buraków.



Jaki z tego wniosek?

Tadeusz Sabat:

- Będziemy proponować, by minister rolnictwa rozpisał przetarg na produkcję cukru, nawet nieco droższego od zwykłego ale pochodzącego z pól, gdzie nie będzie stosowana zaprawa i inne środki ochrony roślin szkodliwe dla pszczół. Minister powinien wpłynąć na wykonanie badań i cukru, i pszenicy z której miałby być cukier produkowany specjalnie dla pszczół. A może wystarczy, że będziemy mieli wskazaną cukrownię „ekologiczną”. Nie wierzę jednak, że bez zakazów i kar wyeliminujemy niewłaściwe stosowanie śmiercionośnych związków chemicznych w rolnictwie. Czekamy na radykalne działania resortu rolnictwa.


A propos ekologii – czy Polacy dość wiedzą o pożytkach płynących nie tylko z jedzenia miodu?

Tadeusz Sabat: - Odnoszę wrażenie, że nie. Chyba mało kto wie, że produkty pszczele pomagają w leczeniu takich chorób, jak reumatyzm, łuszczyca a nawet rak. Klinikę leczącą jadem pszczół w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą prowadzi z żoną – farmaceutką doktor Jan Giza. Ale to wyjątek, który potwierdza regułę, bo na świecie wedle zasady pomocniczości klasyczna medycyna wspierana jest właśnie przez apiterapię. Chcę przez to powiedzieć że z naszego, pszczelarskiego punktu widzenia nie mamy w naszym kraju ministerstwa zdrowia lecz ministerstwo choroby, bowiem całkowicie zaniedbana jest profilaktyka i wykorzystanie naturalnych metod zapobiegania i leczenia. Maści i jady żmijowe sprowadzamy z Chin, Japonii i Wietnamu, a mamy przecież jad pszczeli i inne równie dobre pszczele mikstury. Wspomnę tylko, że nie kto inny jak my uczyliśmy i Chińczyków, i Japończyków wykorzystywania mleczka pszczelego do pobudzania hormonu wzrostu u ludzi.
Za jedyne światełko w tunelu mogę jedynie uznać dobrze rozwijającą się współprace z prof. Ryszardem Czarneckim z Collegium Medicum UJ w Krakowie. Pan profesor opracował już opatentowana metodę rozpuszczania pod ciśnieniem kitu pszczelego w wodzie, wielce przydatną przy wspomaganiu leczenia raka wątroby - właśnie propolisem rozpuszczanym w wodzie i pierzgą, czyli ubitym w plastrach pyłkiem kwiatowym. Jeśli więc tego typu metody są znane polskiej medycynie, są namacalne dowody wyleczenia ciężkich stanów, to grzechem zaniechania można obarczać tych lekarzy, którzy nie chcą wspomagać klasycznego leczenia metodami naturalnymi, w tym przy użyciu preparatów pszczelarskich.


POWIĄZANE

Resort rolnictwa pracuje nad zmianami w ustawie o dzierżawie rolniczej. Nowe prz...

W dniu 8 października 2024 r. Komisja Europejska (KE) zatwierdziła dwie genetycz...

Wsadziliśmy nogę w drzwi!-czytamy w najnowszym komunikacie Klubu Jagiellońskiego...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę